O tym jak wybrałam materiały do nauki programowania

Uczenie się podstaw programowania w dobie powszechnego dostępu do internetu wydaje się – na pierwszy rzut oka – zupełnie łatwe: można po prostu usiąść do komputera, uruchomić kurs i chłonąć wiedzę jak gąbeczka. Nie ma konieczności przeszukiwania zakurzonych półek w bibliotece znajdującej się dwa województwa dalej. A jednak, wraz ze wzrostem zainteresowania na takie treści codziennie przybywa nowych kursów, z których jakoś trzeba wybrać ten właściwy.

Złe dobrego początki

Kiedy zaczynałam uczyć się front-endu, czułam się mocno zdezorientowana: nie miałam jeszcze planu na to jak będzie wyglądała moja ścieżka nauki krok po kroku, nie wiedziałam też od czego zacząć. Oczywiście w internecie szybko odszukałam różne rozwiązania, ale nawet słownictwo tam używane było dla mnie nie do końca zrozumiałe – o koncepcjach nie wspominając. Umówmy się: dla kogoś, kto chwilę temu stawiał pierwsze kroki w rzeźbieniu CSSów, niezbyt pomocne są hasełka w stylu „HTTP/HTTPS and APIs”. Stwierdziłam więc, że po prostu wybiorę jakiś kurs i będę się z niego konsekwentnie uczyć – ot, żadna filozofia.

Szybko okazało się, że kursów na poziomie podstawowym jest po prostu cała masa! Do tego każdy kurs ma rzesze oddanych zwolenników i zaciętych przeciwników mordujących się wzajemnie w grupach dyskusyjnych. Wpadałam zatem na kolejny „genialny” pomysł uczenia się z kilku kursów jednocześnie sądząc, że przy okazji będę powtarzać wybrane partie materiału.

Sześć srok za ogon

To była katastrofa. Wystarczyło, że moduły w jednym kursie były ułożone w trochę innym porządku niż w pozostałych, a ja już nie miałam pojęcia o co chodzi. Każdy prowadzący miał swoje metody i proponował własne rozwiązania (co oczywiście nie jest złe!). A jednak, oglądając kolejne odcinki często dowiadywałam się, że tak zupełnie prawidłowo to poza JavaScript powinnam jeszcze umieć PHP czy inny Ruby bo przecież sam JavaScript to nic nie daje. I od razu powinnam zacząć poznawać jQuery. A skoro tak mówią mądrzy ludzie, to pewnie coś w tym jest i pewnie muszę umieć tego C++ żeby się dobrze JavaScriptu nauczyć…

Mijały dni a mnie ogarniał coraz większy chaos. Wcale nie czułam, żebym zbliżała się do celu jakim miało być opanowanie JavaScript w stopniu przynajmniej podstawowym. W pewnym momencie, zupełnie blisko rzucenia tego całego programowania w kąt, przez zupełny przypadek trafiłam na kurs, który przypadł mi do gustu tak bardzo, że nie wiem jakim cudem, ale bez żadnych problemów z motywacją przerobiłam cały (a było tego sporo, 3 części, w każdej po kilka modułów).

Pułapki

Dzisiaj oczywiście nadal wybieram dla siebie kolejne kursy, jednak dzięki dość dramatycznym doświadczeniom dokonuję bardziej świadomych decyzji. Z perspektywy czasu widzę kilka pułapek, w które wpadłam wybierając materiały do nauki. Oto kilka z nich:

  1. Bardzo chciałam uczyć się JS z kilku kursów jednocześnie, co skutkowało zupełnym brakiem czasu na własne próby kodowania (i wszystko inne), dodatkowo czułam ogromny chaos i zagubienie.

  2. Wyłapywałam wszystkie tematy, które „wypadałoby znać” i zamiast robić listę na przyszłość, próbowałam uczyć się tego od razu – efekt wiadomy, rozpoczętych 15 kursów, żaden nie ukończonych choćby w 10%.

  3. Kupowałam kilka kursów bez sprawdzenia czy to kurs dla mnie. Często okazywało się, że kurs nie jest dla mnie, np. jego poziom jest za bardzo zaawansowany, albo prowadzący ma akcent, którego za Chiny Ludowe nie jestem w stanie zdzierżyć.

  4. Kupowałam książki, z czego żadnej nie przeczytałam od początku do końca. Kiedy uzbierała mi się mała biblioteczka zdałam sobie sprawę, że nauka z książek to nie jest moja preferowana metoda.

  5. Uczestniczyłam w „darmowych” webinarach związanych z nauką programowania. O ile rzeczywiście nie płaciłam za nie pieniędzmi, o tyle mój czas i dane osobowe są już zdecydowanie walutą, a jedyne co otrzymywałam w zamian to najczęściej nachalna reklama jakiejś szkoły kodowania.

  6. Napalałam się na certyfikaty i wszelkiego rodzaju papierki przedkładając je nad wartość merytoryczną. Miałam wyobrażenie jakiegoś wymiernego efektu nauki w postaci takiego druczka, który – jak się potem okazywało – nie miał zupełnie żadnej wartości.

Wyszła mi z tego długa lista pokutna 😀 Jednak dzisiaj uważam, że mój czas poświęcony na poszukiwanie odpowiedniego kursu opłaci mi się w dłuższej perspektywie. A przynajmniej nie będę chciała wywalić komputera za okno, kiedy przez bardzo silny akcent nie zrozumiem połowy zagadnień 😉

2 komentarze

  1. Kasia pisze:

    Czy możesz podać nazwę tego 3częściowego kursu? Będę bardzo wdzięczna.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *